Las Osobowicki, Wrocław, pole bitwy Goblin Wars XIV.
Po raz czternasty, w samym środku zimy, ten legendarny turniej stawia przed łucznikami wyzwanie, które mrozi krew w żyłach. Temperatura nie rozpieszczała, a jedyne ciepło biło od ogniska w obozie. Dalej, w lesie, czekały tylko gobliny, walka i wojna na całego. Reprezentacja Brygady Vrihedd po raz pierwszy staje w szranki tego wydarzenia, gdzie zamiast honoru i chwały, na szali leży przetrwanie.
Już sama rejestracja to akt odwagi. Deklarujesz swoje umiejętności, a system rzuca cię w wir walki, gdzie nikt nie zna litości. Poziom Zwiadowcy, przedostatni krąg piekła, gdzie minimum 40 punktów na stanowisku to mus, a każdy goblin musi oberwać za min. 10 punktów.
A goblinów było aż 60! Wielka horda przeciwników (celów), która tylko czekała na twoją pomyłkę. Dlatego tak ważne było, aby na ten wyjazd zabrać ze sobą najlepszy łuk, strzały i cały ekwipunek. Każdy brak w przygotowaniu jest bezlitośnie wykorzystywany przez te zielone monstra.
A wyzwania były przeróżne. Niektóre konkurencje wymagały nie tylko precyzji, ale i szybkości. Czas naglił, a gobliny nie czekały. Każda sekunda, którą wojownik – łucznik stracił, była na wagę złota, a raczej na wagę punktów życia, które te małe, zielone potwory chętnie mu odbierały. Opanowanie, precyzja i szybkość – to była kombinacja, która pozwalała przetrwać w tym szaleństwie.
Cele? Wyrafinowane narzędzia tortur, mylące dystanse, podstępne pułapki, które nawet doświadczonego łucznika mogą sprowadzić na skraj przepaści. Strzały świstają między drzewami, przez dziury w zaroślach, a betonowe tło staje się ironicznym świadkiem twojej próby.
Punkty życia? System bezlitosny. Wierzysz w swoje umiejętności? Świetnie, ale pycha kroczy przed upadkiem. Każdy nietrafiony strzał to utrata cennego życia, a gdy te spadną do zera… koniec gry. Strzelasz dla zabawy, z piętnem „zgonu” na czole.
Paweł Szura i Tomasz Kisilewicz, wojownicy Brygady Vrihedd, rzucają się w wir bitwy z goblinami. Każdy strzał to walka o przetrwanie, każdy cel to wyzwanie dla ich precyzji i nerwów. Wokół nich padają inni, ich ciała znaczą pole bitwy, a ich imiona okrywają się chwałą poległych.
A oni? Przetrwali! I to jak! Paweł Szura stanął na podium, zdobywając 3 miejsce, a Tomasz Kisilewicz tuż za nim, na 4 miejscu, w kategorii łuków tradycyjnych, mężczyzn, senior, na poziomie zwiadowca! To jest dopiero wyczyn!
Chwała im i cześć! Pokazali, że Brygada Vrihedd to siła, z którą trzeba się liczyć. A Goblin Wars XIV to nie tylko turniej, to wojna, w której tylko najlepsi mogą przetrwać. Ale my, wojownicy „Miłości i Spokoju”, już się goblinów nie boimy! Wrócimy na tę wojnę, z jeszcze większym zapałem i jeszcze większą ilością strzał!
PS. Lornetka to broń obowiązkowa na tej wojnie. Bez niej jesteś tylko mięsem armatnim. A my mięsem armatnim nie zamierzamy być!